WIERSZY MOICH ZNACZENIE LEDWIE PRZECZUTE

Moje doświadczenie współpracy z teatrem studenckim, mam na myśli «Jednym tchem» — przedstawienie Teatru Ósmego Dnia oparte na tekstach moich wierszy, jest chyba pod jedynym względem niebanalne. Pod tym mianowicie, że współpracy właściwie nie było.

To znaczy, współpracowałem z Ósmym Dniem dawniej, jeszcze za czasów studiów, jako kierownik literacki tego teatru. Ale w momencie, gdy reżyser Lech Raczak powiedział: «A może byś nam podrzucił tym razem trochę swoich wierszy», lata były już nie te i mój związek z teatrem był przyjacielski, ale luźny. Tak że współpracy nad samym przedstawieniem, jak powiadam, właściwie nie było. Dałem im swoje wiersze, po czym przyrzekłem sobie, że nie będę się wtrącał, a pojawię się w teatrze po raz pierwszy dopiero na próbie generalnej.

I okazało się, że dobrze zrobiłem. Autor jest zwykle przywiązany do integralności swoich tekstów. Nie lubi, kiedy się je skraca, przestawia kolejność, szatkuje na kawałki. Czasem jednak dobrze jest chyba nie wtrącać się i poczekać na ostateczny rezultat. Spektakl teatralny mówi innym językiem niż utwór poetycki; musi dokonać przekładu poezji na język teatru, a w wypadku przekładu ważna jest wierność nie dosłowna, literacka, ale dotycząca pewnych podstawowych założeń. Jeśli spektakl sprawdzi się jako całość artystyczna, dostarczyciel tekstu — choćby mu go najbardziej poszatkowano — nie ma prawa się skarżyć.

Zresztą skarżyć się nie miałem zamiaru. Spektakl był bowiem jedną z pierwszych interpretacji moich wierszy. Słowo «interpretacja» rozumiem tu w szerokim sensie: interpretacją jest wypowiedź czytelnika na wieczorze autorskim, recenzja w piśmie itd. Szczególnie ciekawe są są jednak chyba takie interpretacje, które — tak, jak wykonanie recytacyjne czy teatralne — prowadzą do powstania nowego, odrębnego faktu artystycznego. Otóż pod tym względem spektakl Ósmego Dnia był dla mnie bardzo pouczający. Samo potraktowanie moich tekstów w określony sposób, sam ich taki czy inny przekład na język teatru, był bowiem dla mnie dowodem na określonego odczytania i zrozumienia.

Okazało się, że odczytanie to — na które, jak podkreślam raz jeszcze, nie miałem wpływu — było bardzo bliskie moim intencjom, choć niejednokrotnie mogłoby się wydawać, że się z nimi kłóci. Może to wyglądać na paradoks, ale tak jest naprawdę: polemiczne zinterpretowanie tekstu wydobywa nieraz jaśniej «to co autor chciał powiedzieć».

Parę przykładów. Moje wiersze na ogół zapisywane są (jeśli pominąć kilka wyjątków) jako wypowiedź ciągła, jednogłosowa; w wykonaniu teatralnym wprowadzenie elementów dramatycznego napięcia wymagało nieraz tego, co się popularnie określa jako «rozbicie na głosy». I co się okazało: ten zabieg był jak najbardziej zgodny z naturą samych wierszy. Wydobył na jaw ich wewnętrzne zdialogowanie, ich wielogłosowość, która w cichej lekturze może nie jest tak widoczna. Przykład inny: wiersz zostaje osadzony w sytuacji scenicznej, która jego założoną wieloznaczność ukonkretnia i ujednoznacznia, przynajmniej z pozoru. Tak się dzieje np. z podstawową dla przedstawienia scenerią stacji krwiodawstwa. Ale to tylko złudzenie: w trakcie przedstawienia sceneria ta obrasta w znaczenia dodatkowe. Już nie ujednoznacznia wierszy, przeciwnie — potęguje ich wieloznaczność i wzbogaca ją o nowe sceny.

Czym więc jest teatr dla poezji? Szansą jej spopularyzowania, na pewno; sam tego doświadczyłem. Ale chyba i czymś więcej: jej określonym odczytaniem, które może autora nauczyć bardzo wiele i pokazać mu w jego własnych wierszach znaczenia, które ledwie przeczuwał.

Stanisław Barańczak

Tekst został przedrukowany z tomu «Teatr a poezja — sztuka otwarta», «Kalambur», Wrocław 1975. Podziękowania dla pani Anny Barańczak.


Leave a Reply


pARTisan©, 2012-2024. Дызайн: Vera Reshto. Web development by Kasten Technology